Kaczorek
Admin
Dołączył: 22 Sie 2005
Posty: 155
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Uć
|
Wysłany: Czw 19:56, 06 Lip 2006 Temat postu: Paul van Dyke |
|
|
Paul van Dyk urodził się 16 grudnia 1971 roku w Eisenhuettenstadt we wschodnich Niemczech. Już od wczesnych "szczenięcych" lat interesowała go powstająca wówczas kultura muzyki techno.
Po skończeniu szkoły średniej zaczął tworzyć własną muzę czym oczarował miejscowych klubowiczów. Jak mówi: "Mieliśmy dostęp na zachodnią stronę Berlina - na telewizję oraz zachodnie stacje
radiowe. Rejestrowaliśmy muzykę i odtwarzaliśmy ją na wszelkich imprezach, spotkaniach, ponieważ na wschodzie nie mieliśmy niczego takiego jak kultura klubowa. W tamtych czasach najczęściej słuchałem radiowej audycji Moniki Dietl. Byłem bardzo oszołomiony muzyką - The
Smiths i New Order. Była mocna a zarazem wyciskała ze mnie wielkie emocje." W 1991 roku van Dyk przeniósł się do profesjonalnych klubów - najpierw "Tresor", później "Turbine", gdzie zaproponowano mu prowadzenie dyskoteki. Tam oczarował dosłownie wszystkich. Jego niecodzienne rytmy wpadały w ucho chyba każdemu i tak też pozostało do dzisiaj. Jego pierwsza produkcja "Perfect day" została nagrana wraz z projektem Cosmic Gate pod nazwa "Visions of Shiva" w roku 1992. Popularność Paula van Dyka rosła w ekspresowym tępie. Każda dyskoteka chciała wyłożyć nawet i znaczną sumę, by tylko mieć u siebie tego pana. Mimo, że obecną rezydencją van Dyka jest nowojorski klub "Twilo", to jednak często dzięki swoim sentymentom powraca do
Berlina. Wydanie singlowych albumów "Seven Days" i "45RPM" dało niesamowita sławę Paul'owi na całym globie. Jego utwory wspięły się na szczyty wszystkich większych europejskich list przebojów. Paul van Dyk został okrzyknięty przez angielską prasę "DJ No.1". Paul skomentował
to dosyć skromnie: "Nigdy nie nazwałbym siebie liderem. Naturalnie tworzenie muzyki powoduje zaistnienie w świecie muzyki, a tym samym wzrost popularności. Ale najważniejszą rzeczą dla mnie jest muzyka. Nie chcę przewodniczyć ludziom. Chcę natomiast dotrzeć do nich przez niezwykłe dźwięki, stworzyć im nowy świat, spowodować, że na bardzo krótką chwilę stracą swoje osobowości dla muzyki. Chcę im inspirować. Sądzę, że produkowanie i tworzenie muzyki bez wkładania w to uczucia, bez inspiracji i komunikacji jest bezcelowe. Moja muzyka rośnie równocześnie z reakcją słuchaczy, to swego rodzaju komunikacja między nami. Nie tworzę żadnej "Trance'owej Muzyki". Nie bardzo podoba mi się nadawanie muzyce imion, wciskanie jej na siłę do jakichkolwiek kategorii. Jeśli już muszę, tytułuje ją '‘Electronic Dance Music’'.Dla mnie jest ona uniwersalnym językiem, rozumianym przez ludzi każdej rasy na całym świecie. Kiedy zaczynałem swoją karierę w charakterze DJ'a odkryłem, że istnieje wielka zależność pomiędzy DJ'em a ludźmi. Nauczyłem się wtedy obserwować różne wibracje publiczności i
odpowiednio na nie reagować. Potrafię teraz poruszyć tłumem oraz stworzyć pożądaną atmosferę. Za każdym razem kiedy gram, występuję pewna komunikacja pomiędzy moją osobą i muzyką przeze mnie prezentowaną a ludźmi. Nigdy nie przychodzę na występ z ułożonym repertuarem. Tak więc za każdym razem jest bardzo ekscytujące, albowiem nigdy nie wiadomo, jak się to wszystko skończy."
W 1998 roku wydaje debiutancki album "45 RPM". Promujący singiel "For an angel" podbija parkiety klubów. W 1999 roku zakłada wraz ze swoim team'em wytwórnie "Vandit". 12 czerwca 2000 roku wydaje kolejny album "Out there and back". Szczerze mówiąc nie spotkałem się
z opinią, że to kiepski krążek. Ja sam z kolei popieram jak najbardziej te zdania. "Out there and back" zawiera aż 12 numerów. Wśród nich oczywiście nagrania, które już ukazały się na singlach: "Another Way", "Avenue", "Tell Me Why (The Riddle)" oraz "We are alive". Ciekawy motyw przewija się przez utwór zatytułowany "Pikes". Jest utrzymany w delikatnym progresywnym stylu, z bardzo ciekawymi motywami muzyki klubowej. Natomiast "Travelling" ma najbardziej transowo-klubowy klimat z nader ciekawie wkomponowanym wokalem. Z kolei w
nagraniu "Together We Will Conquer" słychać ciekawą mieszankę transu z drum`n`beat. "Face To Face" to najbardziej spokojny utwór na płycie. Znakomicie nadaje się do relaksacji. Jest to mieszanka dźwięków, które powodują, że czujemy się odprężeni i uspokojeni. Ten właśnie utwór
najbardziej przypadł mi do gustu. Nagranie "The Love From Above" jest już typowym przykładem a to, jaką muzykę Paul miksuje. Szybki, z mocnym bite trans - to co artysta lubi najbardziej. A trzeba powiedzieć, że ta ścieżka znakomicie komponuje się z nagraniem "Face To Face".
"Columbia" natomiast jest utrzymana w stylu progresywnym. Jest to najbardziej progresywny numer na albumie, mimo że bit do złudzenia przypomina ten z "Another Way". Tytułowe nagranie jest przykładem na to, że można w sposób bardzo ciekawy połączyć gatunki muzyki klubowej z transową. Bit transowy, melodia - klubowa, a całość tworzy niezwykle rzadko spotykaną kompozycję, która zasługuje bez wątpienia na dużą uwagę. Album kończy nagranie "We Are Alive", które jest jedynym utworem, co do którego mam mieszane uczucia. Jest to przykład muzyki klubowej, ale bez wątpienia za dużo w nim wokalu... Warto jednak zauważyć, że całość jest zmiksowana, tzn. wszystkie utworzy są ułożone w jeden wielki mix. Nie jest to niestety żadny
nowatorski pomysł, ale jak najbardziej zasługujący na uznanie. Warto mieć ten longplay, gdyż słuchając go nabieramy przekonania czym właściwie muzyka transowa jest. I jaki wpływ miała i ma na dzisiejszy kształt sceny klubowej.
Post został pochwalony 0 razy
|
|